Nowy tydzień zaczynamy z przytupem. Oto bowiem na blogu ląduje artykuł autorstwa Lokatego, który - nie chwaląc się za bardzo - dzięki mojej osobie przeszedł na dobrą stronę mocy i od kilku dni gra bez opamiętania na Dreamcaście. Chcecie poczytać, jak przyjął w swoich progach ostatnią platformę Niebieskich? To w takim razie zapraszam do rozwinięcia.
Po wielu latach miłości do Amigi nadszedł czas na małe zmiany, a dokładniej - chciałem
zrealizować marzenie, które przepadło w moim życiu na całe
lata. Dawno temu bowiem pragnąłem stać się posiadaczem konsoli z krwi i kości. Jako, że dziwny ze mnie
typ, param się dziwnymi tematami i chyba ta naklejka zostanie
przytwierdzona mi do końca moich radosnych dni, postanowiłem
zapoznać się właśnie z Makaronem. Na całe szczęście,
wielu było też pozytywnie zakręconych ludzi przede mną i dzięki nim mogę się cieszyć od kilku dni zabawką Segi.
Założenie było proste.
Konsola miała być tzw. wypełniaczem wolnych chwil oraz bawić mnie i moich znajomych na różnego rodzaju growych imprezach. Czy Dreamcast kilkanaście lat od premiery dał radę spełnić te postulaty?
Sprzęt
Najtrudniejszym etapem
jest - jak łatwo się domyśleć - zakup sprzętu. Niestety, często
jest tak, że nie da się wczuć w konsolę na odległość
i sprawdzić jej stan techniczny. Mnie się udało nabyć konsolę w
stu procentach sprawną. Za 165 złotych otrzymałem DC w stanie
dobrym, lekko ubrudzonego z kilkoma delikatnymi otarciami. W
komplecie dwa pady, dwie memorki, Action Replay CDX, jedna przedłużka
do pada, przewód AV OUT - RCA, przewód zasilania oraz grę Tony Hawk's
Skateboarding bez pudełka i instrukcji. Dodatkowo za 30 złotych
wyrwałem pięć tytułów w dobrym stanie (pudełka dość zniszczone). Oto jak prezentuje się całość.
Konsola jest ładnie
wyprofilowanym prostopadłościanem. Napęd został bardzo dobrze
zabezpieczony przez klapę, która dzięki zamontowanemu mechanizmowi
podczas otwierania delikatnie się podnosi, bez efektu odskakiwania w
górę. Wnętrze napędu zostało doskonale wyprofilowane, aby móc
swobodnie włożyć płytę oraz ją równie swobodnie ująć dwoma
palcami i wyjąć bez zbędnego palcowania. Podstawa, nad którą
wspiera się nośnik, została dodatkowo wyłożona dwoma niewielkimi
kawałkami miękkiego materiału, dodatkowo zabezpieczając nośnik
podczas eksploatacji.
Przyciski zasilania oraz
otwierania napędu zostały umieszczone w wyprofilowanych otworach w
rogach konsoli, które prócz oczywistej funkcji wpływają na
estetykę sprzętu. Przód Dreamcasta przyozdobiono logiem "Sega"
oraz "MS Windows CE" przy czterech portach na pady. Porty
zostały przemyślane tak, aby zajmowały jak najmniej miejsca,
dzięki czemu możemy się cieszyć ilością sztuk cztery. Podczas
wkładania i wyjmowania wtyczek nie ma zbędnego oporu, co jest
oczywiście „in plus”, ponieważ może zaistnieć sytuacja
zahaczenia o przewód pada. Na szczęście projektanci wzięli pod
uwagę taką możliwość i ostatecznie przy takim zajściu konsola
specjalnie nie cierpi (przetestowane na "plastiku" mojej
konsoli ;) ). Przestrzeń tylnej części urządzenia została
zagospodarowana na gniazdo AV OUT, zasilania, komunikacyjne SERIAL
oraz RJ-42, czyli gniazdo modemu.
Prawą stronę konsoli
wyposażono w otwór wylotowy, przy którym wewnątrz konsoli został
zamontowany wentylator odprowadzający ciepłe powietrze. W mojej
opinii jest to jedna z nielicznych wad konsoli wpływająca na dość
dużą ilość decybeli wydawanych przez nią podczas rozgrywki.
Pady były dla mnie miłym
zaskoczeniem. Gdy po raz pierwszy zobaczyłem ich kształt na zdjęciu
pomyślałem, że mogą okazać się niezbyt wygodne w użytkowaniu.
Praktyka jednak pokazała, że jest zupełnie inaczej i korzystanie z
tych kontrolerów na pewno nie wpływa negatywnie na przyjemność z
rozgrywki. Gracz do dyspozycji dostaje podstawowy tj. "krzyżykowy"
kontroler ruchu, jedną analogową gałkę, cztery główne przyciski
i dwa spusty pod palce wskazujące. Ciekawym rozwiązaniem są dwa
sloty w każdym padzie. Można je zagospodarować kartą pamięci,
czy modułem wibracji. Z punktu ekonomicznego dla producenta był to
zapewne dobry krok, natomiast co do słuszności tego rozwiązania
względem użytkownika nie jestem w stanie ocenić, ponieważ nie mam
danych z okresu sprzedaży konsoli i trudno stwierdzić, jaki wpływ
na cenę miał modułowy charakter tego rozwiązania. Dzisiaj
oczywiście nie jest problemem dokupienie kolejnej karty czy
Vibration Packa (każdy to wydatek rzędu 20 - 30 złotych za nową
sztukę). Oczywiście zaletą jest też ograniczenie konsoli do
najpotrzebniejszych wejść. Dzięki temu konsola jest narażona na
mniejszą ilość uszkodzeń. Jednak łatwiej wymienić pada, niż
gniazdo w konsoli.
System
Chociaż konsola posiada
również support WinCE, postanowiłem jednak
ograniczyć się jedynie do możliwości tego, co dostajemy "prosto
z fabryki", czyli zawartością pamięci ROM konsoli.
Menu główne zostało
uproszczone do minimum. Cztery pola wyboru pozwalają kolejno na
włączenie gry/programu, prosty menadżer zarządzania zawartością
karty pamięci (który jest bardzo czytelny i prosty w obsłudze),
player płyt audio oraz ekran ustawień systemowych wraz z
możliwością dostosowania czasu i daty. Nic dodać, nic ująć -
prostota w najczystszej formie.
Warto nadmienić jeszcze
o wyświetlaczu karty pamięci. Jest to interaktywna rzecz w tym
sensie, że pozwala na wyświetlenie prostych informacji w trakcie
rozgrywki jak logo gry, stanie pracy czy kombinacji ruchów z których
korzystamy podczas rozgrywki (ta cecha konkretnie dotyczy gry
Shenmue). VMU jest również wyposażone w gniazdo na baterie, która
miała umożliwić rozgrywkę na tejże w charakterze przenośnej
konsolki. Ot, taka ciekawostka.
Kwintesencja, czyli
rozrywka
Oględziny zakończone.
Pora na ciupanki! Od dnia, w którym otrzymałem konsolę przede
wszystkim służyła mi ona do rozgrywek wieloosobowych. Pierwsze
podejście zaczęliśmy trzynastego lutego o szesnastej... skończyliśmy dnia
następnego o pierwszej w nocy. Myślę, że dostatecznie wymowny przykład. Na
pierwszy ogień poleciał Tony Hawk's Skateboarding (w trybie
Graffiti Mode) z racji tego, że grę otrzymałem z konsolą. Dwie
godziny później graliśmy kolejno w Virtua Tennis 2, Dead Or Alive
2 - najciekawsze jest to, że zwyczajnie nie dało się przestać.
Banany na twarzach, niekończące się ekscytacje ze
współzawodnictwa. Sam miód.
Co jest siłą Dreamcasta? Oczywiście arcade w czystej postaci, o czym się przekonałem już z
wyczytanych opinii krążących po Sieci. To był jednak przedsmak
tego, co mnie czekało. Bez zbędnych "zabarwiaczy" i
"przedłużaczy" towarzyszącym wielu dzisiejszym grom.
Sterowanie do opanowania w kilka chwil, nawet dla osób takich, jak
ja nie przyzwyczajonych do pada. W zależności, jaką grą
dysponujemy, można rozgrywkę podzielić według sterowania właśnie.
Złożone, gdzie wykorzystujemy wszystkie lub prawie wszystkie
przyciski, bądź gry o uproszczonym sterowaniu, gdzie rozgrywka
opiera się przede wszystkim na pomysłowości gracza. Zręczność i
refleks we wszystkich grach, w które do tej pory zagraliśmy były
nierozłącznymi elementami, które gracz powinien wykazywać. Gry z
pozoru prosto wyglądające domagają się od grającego sporego
zaangażowania i uwagi, co ostatecznie nie traktuje go jako
ćwierćmózga (co ma niestety miejsce w wielu dzisiejszych
produkcjach). Wszystkie te gry, z którymi do tej pory miałem
styczność, mają swój niepowtarzalny charakter, przez co są
oryginalne, a w efekcie nie są kalką innych tytułów. Ze wspólnych
rozgrywek z poczciwego Makarona płynie wiele satysfakcji i
przyjemności, dziecięcej radości i klimatu z przełomu wieków.
Ktoś może pomyśleć, że wady wynikające z większej zawiłości
gier, kiepskiej grafiki (w konfrontacji z dzisiejszymi standardami) i
niskiej popularności tej konsoli są uzasadnione i stanowią na
niekorzyść DeCeka. Osobiście proponuje na takie zaburzenia psychiczne zakup
Dreamcasta i zrewidowanie swojego pojęcia o świecie gier.
Do tekstu wykorzystałem
zdjęcia konsoli w takim stanie, w jakim ją otrzymałem, aby każdy
z Was mógł ocenić wartość tego sprzętu. Niestety, brak aparatu
ukazał ją w trochę niekorzystny sposób. Konsola w rzeczywistości
jest szara. Odcień pożółkłego plastiku jest winą aparatu z
mojej komórki.
Dodam jeszcze, że
zabrakło mi w repertuarze gier serii Wipeout do pełni szczęścia.
Chciałbym też
podziękować Chudemu, z którym wspólnie od tygodnia "trzaskamy"
w co popadnie, za wyrażenie swojej słusznej opinii, którą chętnie
wykorzystałem w tekście. [Lokaty]
Oczywiście nie można pominąć bywalców forum www.sega.c0.pl, którzy również udzielili mi swoich cennych rad i sugestii za co im również - wyłącznie z Tomkiem - jestem wdzięczny. Dziękuję Ludzie!
OdpowiedzUsuńDo przeczytania...
Lokaty