_

poniedziałek, 25 lutego 2013

Sprawmy sobie Makarona - materiał Lokatego

  
Nowy tydzień zaczynamy z przytupem. Oto bowiem na blogu ląduje artykuł autorstwa Lokatego, który - nie chwaląc się za bardzo - dzięki mojej osobie przeszedł na dobrą stronę mocy i od kilku dni gra bez opamiętania na Dreamcaście. Chcecie poczytać, jak przyjął w swoich progach ostatnią platformę Niebieskich? To w takim razie zapraszam do rozwinięcia. 
   
Czasem człowiek siada przed komputerem i zaczyna przeczesywać czeluście Internetu, aby natrafić na jakiś nieeksplorowany temat. W moim wypadku było to hasło "Dreamcast". 

Po wielu latach miłości do Amigi nadszedł czas na małe zmiany, a dokładniej - chciałem zrealizować marzenie, które  przepadło w moim życiu na całe lata. Dawno temu bowiem pragnąłem stać się posiadaczem konsoli z krwi i kości. Jako, że dziwny ze mnie typ, param się dziwnymi tematami i chyba ta naklejka zostanie przytwierdzona mi do końca moich radosnych dni, postanowiłem zapoznać się właśnie z Makaronem. Na całe szczęście, wielu było też pozytywnie zakręconych ludzi przede mną i dzięki nim mogę się cieszyć od kilku dni zabawką Segi.

Założenie było proste. Konsola miała być tzw. wypełniaczem wolnych chwil oraz bawić mnie i moich znajomych na różnego rodzaju growych imprezach. Czy Dreamcast kilkanaście lat od premiery dał radę spełnić te postulaty? 

Sprzęt

Najtrudniejszym etapem jest - jak łatwo się domyśleć - zakup sprzętu. Niestety, często jest tak, że nie da się wczuć w konsolę na odległość i sprawdzić jej stan techniczny. Mnie się udało nabyć konsolę w stu procentach sprawną. Za 165 złotych otrzymałem DC w stanie dobrym, lekko ubrudzonego z kilkoma delikatnymi otarciami. W komplecie dwa pady, dwie memorki, Action Replay CDX, jedna przedłużka do pada, przewód AV OUT - RCA, przewód zasilania oraz grę Tony Hawk's Skateboarding bez pudełka i instrukcji. Dodatkowo za 30 złotych wyrwałem pięć tytułów w dobrym stanie (pudełka dość zniszczone). Oto jak prezentuje się całość.



Konsola jest ładnie wyprofilowanym prostopadłościanem. Napęd został bardzo dobrze zabezpieczony przez klapę, która dzięki zamontowanemu mechanizmowi podczas otwierania delikatnie się podnosi, bez efektu odskakiwania w górę. Wnętrze napędu zostało doskonale wyprofilowane, aby móc swobodnie włożyć płytę oraz ją równie swobodnie ująć dwoma palcami i wyjąć bez zbędnego palcowania. Podstawa, nad którą wspiera się nośnik, została dodatkowo wyłożona dwoma niewielkimi kawałkami miękkiego materiału, dodatkowo zabezpieczając nośnik podczas eksploatacji.

Przyciski zasilania oraz otwierania napędu zostały umieszczone w wyprofilowanych otworach w rogach konsoli, które prócz oczywistej funkcji wpływają na estetykę sprzętu. Przód Dreamcasta przyozdobiono logiem "Sega" oraz "MS Windows CE" przy czterech portach na pady. Porty zostały przemyślane tak, aby zajmowały jak najmniej miejsca, dzięki czemu możemy się cieszyć ilością sztuk cztery. Podczas wkładania i wyjmowania wtyczek nie ma zbędnego oporu, co jest oczywiście „in plus”, ponieważ może zaistnieć sytuacja zahaczenia o przewód pada. Na szczęście projektanci wzięli pod uwagę taką możliwość i ostatecznie przy takim zajściu konsola specjalnie nie cierpi (przetestowane na "plastiku" mojej konsoli ;) ). Przestrzeń tylnej części urządzenia została zagospodarowana na gniazdo AV OUT, zasilania, komunikacyjne SERIAL oraz RJ-42, czyli gniazdo modemu.



Prawą stronę konsoli wyposażono w otwór wylotowy, przy którym wewnątrz konsoli został zamontowany wentylator odprowadzający ciepłe powietrze. W mojej opinii jest to jedna z nielicznych wad konsoli wpływająca na dość dużą ilość decybeli wydawanych przez nią podczas rozgrywki.

Pady były dla mnie miłym zaskoczeniem. Gdy po raz pierwszy zobaczyłem ich kształt na zdjęciu pomyślałem, że mogą okazać się niezbyt wygodne w użytkowaniu. Praktyka jednak pokazała, że jest zupełnie inaczej i korzystanie z tych kontrolerów na pewno nie wpływa negatywnie na przyjemność z rozgrywki. Gracz do dyspozycji dostaje podstawowy tj. "krzyżykowy" kontroler ruchu, jedną analogową gałkę, cztery główne przyciski i dwa spusty pod palce wskazujące. Ciekawym rozwiązaniem są dwa sloty w każdym padzie. Można je zagospodarować kartą pamięci, czy modułem wibracji. Z punktu ekonomicznego dla producenta był to zapewne dobry krok, natomiast co do słuszności tego rozwiązania względem użytkownika nie jestem w stanie ocenić, ponieważ nie mam danych z okresu sprzedaży konsoli i trudno stwierdzić, jaki wpływ na cenę miał modułowy charakter tego rozwiązania. Dzisiaj oczywiście nie jest problemem dokupienie kolejnej karty czy Vibration Packa (każdy to wydatek rzędu 20 - 30 złotych za nową sztukę). Oczywiście zaletą jest też ograniczenie konsoli do najpotrzebniejszych wejść. Dzięki temu konsola jest narażona na mniejszą ilość uszkodzeń. Jednak łatwiej wymienić pada, niż gniazdo w konsoli.


System


Chociaż konsola posiada również support WinCE, postanowiłem jednak ograniczyć się jedynie do możliwości tego, co dostajemy "prosto z fabryki", czyli zawartością pamięci ROM konsoli.
Menu główne zostało uproszczone do minimum. Cztery pola wyboru pozwalają kolejno na włączenie gry/programu, prosty menadżer zarządzania zawartością karty pamięci (który jest bardzo czytelny i prosty w obsłudze), player płyt audio oraz ekran ustawień systemowych wraz z możliwością dostosowania czasu i daty. Nic dodać, nic ująć - prostota w najczystszej formie.

Warto nadmienić jeszcze o wyświetlaczu karty pamięci. Jest to interaktywna rzecz w tym sensie, że pozwala na wyświetlenie prostych informacji w trakcie rozgrywki jak logo gry, stanie pracy czy kombinacji ruchów z których korzystamy podczas rozgrywki (ta cecha konkretnie dotyczy gry Shenmue). VMU jest również wyposażone w gniazdo na baterie, która miała umożliwić rozgrywkę na tejże w charakterze przenośnej konsolki. Ot, taka ciekawostka.


Kwintesencja, czyli rozrywka


Oględziny zakończone. Pora na ciupanki! Od dnia, w którym otrzymałem konsolę przede wszystkim służyła mi ona do rozgrywek wieloosobowych. Pierwsze podejście zaczęliśmy trzynastego lutego o szesnastej... skończyliśmy dnia następnego o pierwszej w nocy. Myślę, że dostatecznie wymowny przykład. Na pierwszy ogień poleciał Tony Hawk's Skateboarding (w trybie Graffiti Mode) z racji tego, że grę otrzymałem z konsolą. Dwie godziny później graliśmy kolejno w Virtua Tennis 2, Dead Or Alive 2 - najciekawsze jest to, że zwyczajnie nie dało się przestać. Banany na twarzach, niekończące się ekscytacje ze współzawodnictwa. Sam miód.



Co jest siłą Dreamcasta? Oczywiście arcade w czystej postaci, o czym się przekonałem już z wyczytanych opinii krążących po Sieci. To był jednak przedsmak tego, co mnie czekało. Bez zbędnych "zabarwiaczy" i "przedłużaczy" towarzyszącym wielu dzisiejszym grom. Sterowanie do opanowania w kilka chwil, nawet dla osób takich, jak ja nie przyzwyczajonych do pada. W zależności, jaką grą dysponujemy, można rozgrywkę podzielić według sterowania właśnie. Złożone, gdzie wykorzystujemy wszystkie lub prawie wszystkie przyciski, bądź gry o uproszczonym sterowaniu, gdzie rozgrywka opiera się przede wszystkim na pomysłowości gracza. Zręczność i refleks we wszystkich grach, w które do tej pory zagraliśmy były nierozłącznymi elementami, które gracz powinien wykazywać. Gry z pozoru prosto wyglądające domagają się od grającego sporego zaangażowania i uwagi, co ostatecznie nie traktuje go jako ćwierćmózga (co ma niestety miejsce w wielu dzisiejszych produkcjach). Wszystkie te gry, z którymi do tej pory miałem styczność, mają swój niepowtarzalny charakter, przez co są oryginalne, a w efekcie nie są kalką innych tytułów. Ze wspólnych rozgrywek z poczciwego Makarona płynie wiele satysfakcji i przyjemności, dziecięcej radości i klimatu z przełomu wieków. Ktoś może pomyśleć, że wady wynikające z większej zawiłości gier, kiepskiej grafiki (w konfrontacji z dzisiejszymi standardami) i niskiej popularności tej konsoli są uzasadnione i stanowią na niekorzyść DeCeka. Osobiście proponuje na takie zaburzenia psychiczne zakup Dreamcasta i zrewidowanie swojego pojęcia o świecie gier.

Do tekstu wykorzystałem zdjęcia konsoli w takim stanie, w jakim ją otrzymałem, aby każdy z Was mógł ocenić wartość tego sprzętu. Niestety, brak aparatu ukazał ją w trochę niekorzystny sposób. Konsola w rzeczywistości jest szara. Odcień pożółkłego plastiku jest winą aparatu z mojej komórki.
Dodam jeszcze, że zabrakło mi w repertuarze gier serii Wipeout do pełni szczęścia.

Chciałbym też podziękować Chudemu, z którym wspólnie od tygodnia "trzaskamy" w co popadnie, za wyrażenie swojej słusznej opinii, którą chętnie wykorzystałem w tekście. [Lokaty]

1 komentarz:

  1. Oczywiście nie można pominąć bywalców forum www.sega.c0.pl, którzy również udzielili mi swoich cennych rad i sugestii za co im również - wyłącznie z Tomkiem - jestem wdzięczny. Dziękuję Ludzie!

    Do przeczytania...

    Lokaty

    OdpowiedzUsuń