_

sobota, 7 maja 2011

MSR - recenzja


Razem z dzisiejszym wpisem do niewielkiego grona recenzji dołącza materiał o jednej z flagowych pozycji na ostatnią konsolę Niebieskich - a mowa o Metropolis Street Racer, grze wyścigowej, która pojawiła się w roku 2000 w Europie i Stanach Zjednoczonych. Nieźle przy tym namieszała na rynku, pozwalając jednocześnie zmarłemu niedawno developerowi Bizarre Creations przebić się na dłuższy czas do czołówki producentów gier wideo. Co takiego było w nim wyjątkowego, że o tytule pamiętają do dzisiaj setki tysięcy Graczy na całym świecie? Bez dłuższego marudzenia - zapraszam do lektury, gdzie znajdziecie na to pytanie odpowiedź.


Czytając wypowiedzi Graczy na forach internetowych na temat najlepszych gier na Dreamcasta, bardzo często pojawia się w nich nazwa Metropolis Street Racer – tytuł nieistniejącego już studia Bizarre Creations jest wymieniany obok Jet Set Radio i Shenmue 1&2.  Zastanawiające? Do pewnego czasu także byłem zaskoczony takim stanem rzeczy. Kiedy bowiem lata temu po raz pierwszy odpaliłem MSRa, ten praktycznie niczym mnie nie przyciągnął. System jazdy wydawał się nijaki, auta jeździły wolno, ślamazarnie wręcz… Tylko grafika wpadła mi w oko, zachwycając mnie efektami świetlnymi i ostrymi jak skalpel teksturami. Mimo to gra po niespełna kilku minutach wylądowała z powrotem w swoim pudełku z nadzieją na lepszą przyszłość. 

Do jej odkurzenia zachęcił mnie pewien użytkownik forum Old School Gaming posługujący się ksywką Kolo. Wstałem więc sprzed komputera, ruszyłem w kierunku Mojej Magicznej Półeczki z Grami, gdzie pośród Crazy Taxi i Grinchem leżał w niemal nienaruszonym stanie MSR, po czym prędko włożyłem GD-ROMa do paszczy dziadziusia-Dreamcasta. I nie żałuję do dzisiaj. 


Włączając grę po raz pierwszy, można się przeląc. Powodem tego szoku jest bez wątpienia ogromny save, zabierający aż 68 bloków z karty pamięci. Dla mnie, posiadacza jednej standardowej VMU, to sporo. By rozpocząć zabawę musiałem więc pozbyć się wielu ważnych dla mnie stanów z gier, co odrobinę bolało. Jako jednak osobnik zaprawiony w boju, pamiętający jednocześnie zmagania z save’em od Half Life’a, prędko zapomniałem o całej sprawie i pozwoliłem porwać się światu nielegalnych wyścigów samochodowych…

Street Racing to główny tryb zabawy. Developer przewidział ponad dwieście pięćdziesiąt wyścigów w dwudziestu pięciu Chapterach, co zapewnia niewyobrażalną liczbę godzin spędzonych w świecie gry. Wiem, bo sam spędziłem około 20 h, a jestem dopiero w dziewiętnastym rozdziale (wcześniejsze zaliczone na 100%). A z rozdziału na rozdział robi się coraz trudniej i niejeden wyścig zajdzie Wam za skórę. Najwięcej problemów sprawiają na pewno zmagania jeden na jeden. Zasady są proste – na linii startu obok naszego auta ustawia się rywal, zazwyczaj dysponujący lepszym samochodem. Nie daje on za wygraną do końca i non stop siedzi nam na ogonie. Czasami wystarczy jeden głupi błąd, nawet na ostatnim zakręcie, aby stracić jakże ważne dla nas pierwsze miejsce. W każdym chapterze natkniemy się na znane skądinąd wyścigi z czasem (Hot Lap), wyzwania polegające na wyprzedzeniu określonej liczby pojazdów cywilnych (Challenge) i zwykłe wyścigi z udziałem paru pojazdów. Koniec danego rozdziału wieńczą Mistrzostwa, gdzie do rozegrania jest od dwóch do pięciu wyścigów. Każde miejsce jest odpowiednio punktowane, za najwyższy stopień podium otrzymujemy dziesięć punktów, drugie – sześć, a za trzecie – tylko cztery. Kluczem do sukcesu jest zdobycie odpowiedniej ich sumy, podanej przed wyścigiem. Niekoniecznie trzeba zająć w każdym wyścigu pierwsze miejsce, liczy się ogólna klasyfikacja. 


Zaliczenie dziesięciu wyścigów w pojedynczym Chapterze nie jest jednoznaczne z progresem, przejściem do następnego. Aby go odblokować, należy posiadać określoną liczbę Kudosów. Są to punkty, które uzyskujemy za efektowną jazdę – mówiąc jaśniej, za pokonywanie zakrętów na hamulcu ręcznym. Oznaką zdobywania kolejnych Kudosów jest symbol ‘K’ pojawiający się na środku ekranu. Im więcej razy zobaczymy go podczas jazdy, tym lepiej dla nas. Potencjalna liczba punktów zmniejsza się wraz z naszymi wypadkami na trasie. Wszystko podliczane jest na końcu wyścigu.

Model jazdy w produkcji Bizarre jest bardzo… oryginalny. Dlaczego? Nie da się go bowiem ‘podpiąć’ pod żaden ze znanych mi typów. Nie jest to wszak ani symulacja (jak GT), ani tym bardziej szaleńczy erkejd, znany z chociażby Crazy Taxi. MSR znajduje się mniej więcej po środku. Owszem, każdy samochód prowadzi się inaczej, czuć jego masę  - ale to jednak nie to samo, co w sztywnych ścigałkach Polyphony Digital. 


Kwestia dostępnych w MSR wozów została przez developera należycie potraktowana. W opozycji do wszelkiej maści NFSów czy Test Drive’ów, mamy tutaj do czynienia w większości z autami, które widujemy na co dzień na naszych polskich drogach. Są przedstawiciele europejskich marek takich, jak Peugeot, Mercedes i Audi. Swoje trzy grosze dorzucili amerykańscy producenci (Ford na czele ze swoim Mustangiem), a o wrzuceniu paru wozów nie mogły zapomnieć oczywiście firmy z Japonii (Nissan, Toyota, Mitsubishi). Co ciekawe, autorzy gry zawarli w niej kilka dodatkowych pojazdów, nie mających za wiele wspólnego z prawdziwymi wyścigami. Powiedzcie sami – czy można ścigać się londyńskim autobusem po ulicach Tokio? W praktyce nie za bardzo, lecz Bizarre jako jedyny chyba developer postanowił wrzucić do gry wideo taką możliwość. 

Omówione pokrótce zostały samochody, napisałem parę słów o interesującym modelu jazdy… Teraz czas poruszyć temat tras, jakie zostały wrzucone do MSRa. Łącznie jest ich aż 262! Niech Was nie myli jednak ta olbrzymia liczba – nie każdy tor jest jedyny w swoim rodzaju. Zdecydowana większość zawiera elementy z innych torów. Mimo wszystko źle nie jest, bowiem wszystkie zostały przygotowane naprawdę pieczołowicie. Wyścigi odbywają się na trasach umiejscowionych w trzech metropoliach. Na początku odwiedzimy Londyn i znany na całym świecie Trafalgar Square oraz pałac Buckingham. Po niespełna kilku rozegranych wyścigach pojawimy się w pełnym wzniesień San Francisco oraz ciasnym Tokio. Zwłaszcza to ostatnie miasto potrafi zadziwić Gracza krętymi uliczkami i pięknem świecących po zmroku latarni. San Francisco też nie zostaje w tyle i pod względem doznań estetycznych znajduje się na równi z japońską metropolią. Londyn z kolei ma moim zdaniem najmniej uroku i wzbudza we mnie dość mieszane uczucia. Jeszcze kiedy zacznie padać rzęsisty deszcz, ogarnia mnie często znużenie i melancholia, przez co czasami zdarzyło mi się nie zauważyć zbliżającego się zakrętu.


W MSR obecne są zmienne warunki pogodowe, w związku z czym przychodzi nam jeździć w ostrym słońcu albo w trakcie burzy. Gra korzysta również z obecnego w DeCe zegara i odpowiednio ustala porę dnia w każdym z miast. Grając rano na trasie w Tokio, wokół panuje noc. Gdy zaś przeniesiemy się do Londynu, lampa świeci ostro, podobnie jak za naszym oknem. 

Strona audiowizualna w dziele Bizarre zaskakuje. Jak wspominałem na początku, gra posiada bardzo dobrą grafikę – efekty świetlne prezentują się przepięknie, podobnie zresztą jak wykonanie pojazdów i tras. Wkurza troszkę brak antialiasingu (denerwujące ząbki) i zwalniająca animacja (MSR przycina niezmiernie rzadko, ale warto na to zwrócić uwagę). Muzyka także jest dobra. Wszystkie kawałki zostały wykonane na zlecenie Segi i niektóre naprawdę wpadają  w ucho. Warto zaopatrzyć się w soundtrack, co też uczyniłem. Odgłosy silników i otoczenia? Jak w realnym świecie, nic więcej nie trzeba pisać. 

W tej krótkiej recenzji nie wspomniałem na pewno o wielu rzeczach godnych Waszego zainteresowania. Powód jest niezbyt skomplikowany – Metropolis Street Racer jest ścigałką niezmiernie rozbudowaną, w której grywalność jest bardzo, naprawdę bardzo duża. Do tej gry wraca się z przyjemnością, o tej grze myśli się podczas nudnych wykładów czy w trakcie pracy. W końcu - dla tej gry warto posiadać konsolkę Sega Dreamcast, która pokazuje pazur niezależnie od mijającego nieustannie czasu. Warto zagrać, warto mieć w oryginale. W końcu też – warto wystawić niemal maksymalną ocenę. Dziewiątka z plusem!

 Ocena: 9+

6 komentarzy:

  1. jedne z najlepszych wyścigów jakie istnieją, bardzo wciąga, skończyłem około trzech razy. Jeden z najlepszych tytułów na DC.

    OdpowiedzUsuń
  2. Przemek Miki7 maja 2011 12:00

    FAJNY RACER,ALE MNIE OSOBIŚCIE BARDZIEJ PODOBA SIĘ SEGA GT.

    OdpowiedzUsuń
  3. Sega GT była spoko ale miała zbyt pływający model jazdy jak dla mnie.

    OdpowiedzUsuń
  4. Wspaniała gra. Jedna z moich ulubionych:) Pozdrawiam ;)

    OdpowiedzUsuń
  5. Gra jest świetna ! Niestety nie ukończyłem jej całej ( zatrzymałem się chyba na 19 chapterze ) Ale wszytko przede mną ; ) Taak, nie ma to jak oryginał ! ; P Co do Sega GT to również jedna z moich ulubionych gier. Wgl świetna strona ! Pierwszy raz tu trafiłem i bardzo mi sie podoba. Pozdrawiam !

    OdpowiedzUsuń
  6. Celica GT4 rulez!!! Ale, niestety, chapter 24 i cholerny challenge... Czy ktos z was to zrobil? Jaka furą? Celicą trzeba ostro zapierdalać żeby były jakieś szanse. Brakujemi tylko tego challenge do Lancera, ktorym bedę sie napierdalal z GT-Rami w ch25 (czy może trzeba zrobić 25 celca? - help!).

    OdpowiedzUsuń