_

piątek, 3 grudnia 2010

Gry z zombie w roli głównej


Śmiało mogę powiedzieć, że konsole obecnej generacji przeżywają w tej chwili szturm nieumarłych. Szturm występuje niemal z każdej strony. Zombiaki atakują Graczy już nie tylko ze sklepów, ale również ich fortecą powoli staje się Internet. Napierają coraz mocniej, co rusz przyzywając nowe, zgniłe frakcje. Najnowszą jest potężna grupa nazwana Undead Nightmare, która sukcesywnie zaraża posiadaczy gry Red Dead Redemption. A to zdecydowanie nie koniec, bowiem na horyzoncie już pojawił się dodatek do Dead Rising 2. Zbliża się szybkim krokiem. Posiadacze ciągle żywego trupa – Dreamcasta – także nie mogą się odpędzić od licznych fal zombie. Która z nich wydaje się najpotężniejsza? Zapraszam Was do przeczytania felietonu, który jest doskonałym dowodem na to, że o World of Dreamcast nie zapomniałem ani na moment.

W opinii wielu osób najlepszymi grami o zombie w roli głównej są te z serii Resident Evil. Na DC pojawiły się aż trzy tytuły – RE2, RE3 i RE Code: Veronica. Jaka jest ich jakość i czy warto pomimo upływu lat po nie sięgać


RE2 to tak naprawdę pierwsza gra z cyklu, która ukazała się na Makaronie. Pierwotnie „dwójka” miała pojawić się jeszcze na Saturnie, jednak Capcom skasował projekt w 1998 roku, widząc słabą sprzedaż 32-bitowej platformy Segi. Na szczęście praca developera nie poszła w całości na marne, ponieważ w niecały rok później pojawił się stosowny port – ale już na najmłodsze dziecko Niebieskich, Dreamcasta. Dzięki dużej mocy konsoli jej posiadacze otrzymali port idealny. Wszystko wyglądało dokładnie tak, jak na poczciwym Szaraku. I choć jest to chyba największa wada tej gry, to lekko przymrużając oko na wizualia można się przy RE2 świetnie bawić. Przemawia za tym pełen miodu gameplay, na co składa się spora radocha z zabijania kolejnych truposzy, gęsty klimat oraz niezapomniane miejscówki, z których posterunek policji już dawno przeszedł do kanonu i wrył się do pamięci Graczy.


Historia w grze jest przedstawiona z punktu widzenia dwóch postaci – Leona Kennedy’ego i Claire Redfield. Dlatego RE2 to dwie, wypełnione po brzegi płyty GD-ROM. Obecnie ciężko jest znaleźć drugiego Residenta w dobrym stanie. Jego cena oscyluje w granicach 60 złotych. Co prawda przy innych pozycjach na DC to sporo, ale tytuł ze stajni Capcomu broni się długim czasem potrzebnym do jego przejścia.


Tego samego niestety nie można powiedzieć o sequelu. RE3 śmiało można przejść w dwie godzinki. Krótki czas zabawy gra nadrabia chyba tylko jednym – Nemesisem, który jest nikim innym, jak odpowiednikiem Tyranta z poprzedniej części. Nemesis to wielki skurczybyk. Biega szybko i w takim samym tempie zabija. Wystarczy jednak kilkanaście pocisków z granatnika, by chwilowo unieszkodliwić drania. Generalnie „trójeczka” jest słabsza od poprzednika. Tę część można śmiało nazwać odcinaniem kuponów, a Gracz ma wrażenie dejavu. Mimo to prawdziwy fan serii i tak RE3 sobie nie odpuści. Jeżeli nie graliście – lepiej załatwić sobie świetną drugą część sagi...

... lub zagrać w tą zatytułowaną Code: Veronica. Był to czasowy exclusive na Dreamcaście. Posiadacze innych platform mieli czego zazdrościć, bo jakość gry była i jest ekstremalnie wysoka. Przede wszystkim – RE C: V to pierwsza pełnoprawna część cyklu wykonana w pełnym 3D. Po raz pierwszy też w grze zastosowano dynamiczną kamerę. Oprawa graficzna do dzisiaj budzi podziw. Widać, że Capcom polubił architekturę DC – nic nie tnie, tła są pięknie wykonane, a renderowane scenki filmowe to jedne z najlepszych, jakie widziałem na Makaronie. Już intro jest świetne, a im dalej się zagłębiamy w grę, tym jest lepiej. 


Dokładnie jak w przypadku RE2, Kryptonim Weronika to dwie płyty z doskonałą zabawą. Jej przejście za pierwszym razem zajęło mi ponad 15 godzin. Jak na serię Resident Evil  to bardzo dobry wynik i warto mieć grę w swojej kolekcji.

Oprócz kolejnych tytułów z logiem Rezydencji Zła, na Makaronie jest jeszcze co najmniej jedna gra, w której zombie odgrywają główną rolę. Mowa oczywiście o House of the Dead 2, którego korzenie sięgają salonów arcade. Za pozycją stoi sama Sega. Jest to najprościej mówiąc celowniczek, w który najlepiej grać przy pomocy dołączanego do gry lightguna. Bez niego zabawa mija się z celem. Osobiście nie grałem, lecz po urywkach gameplay’u widać doskonale, że fun jest niesamowicie emocjonujący, a ręka niemal nie ma wytchnienia.


Koniec? Na dzisiaj tak. Jak tytuły kojarzą się Wam z nieumarłymi? Niewykluczone, że jakiś czas pojawi się druga część felietonu. Do przeczytania i trzymajcie się ciepło!

4 komentarze:

  1. Ja bym dodał do listy jeszcze Zombie Revenge, świetny beat em up. Jeden z nielicznych na DC, nie licząc freewareowych gier na silniku BOR.

    Napisałeś ze jakość Code Veronica była ekstremalna, co do tego nie ma wątpliwości. Warto wspomnieć ze wyszła bardzo limitowana seria Dreamcasta z logo CV gdzieś około 250szt czerwonych i o 100 mniej w wersji granatowej.

    OdpowiedzUsuń
  2. na DC pojawiła się trochę później tez wersja Resident Evil Code Veronica Complete,mam ją i zawiera to co wersja na PS2 i GC,czyli kilka dodatkowych animacji...

    OdpowiedzUsuń
  3. Mógłbyś napisać o niej więcej? Nigdy o tym nie słyszałem... ^^

    OdpowiedzUsuń
  4. nie słyszałeś o Code Veronica Complete? jest to ta sama wersja która ukazała się między-innymi na PS2 pod tytułem Code Veronica X,zawiera kilka, w sumie trzy nowe animacje,końcowa jest najlepsza i bardzo długa pojedynek Weskera z Chrisem w normalnej wersji gra kończyła się na pojedynku z Aleksją,poza tym jest w 60 hercach,i po japońsku napisy,bo ukazała się tylko w kraju kwitnącej wiśni, tu masz link do gry możesz ściągnąć i pograć, polowałem na nią kilka lat,dopiero ze dwa miechy temu znalazłem na tym właśnie portalu z grami na DC...http://www.snesorama.us/board/showthread.php?t=26479

    OdpowiedzUsuń