_

sobota, 10 października 2009

Recenzja - Zero Gunner 2



Szczerze – scrollowane strzelaninki już dawno mi się przejadły. To już nie te czasy, kiedy podniecałem się niemal każdym tytułem z tego gatunku. Możecie to zauważyć chociażby po ostatnim Last Hope: Pink Bullets, który otrzymał ode mnie jeno sześć z plusem. Negatywnie oceniłem swojego czasu Trizeal, nie miałem również pochlebnego zdania o Karous. W ostatni wtorek zostałem jednak pozytywnie zaskoczony pewną grą od Psikyo (developer) i z ochotą powróciłem na front arcade shooterów.



Mam tutaj na myśli Zero Gunner 2, który zadebiutował na rynku japońskim w roku 2001, a więc w kilka lat przed złotym okresem strzelanin na DC. Ikaruga była dopiero w zalążku, zaś uwielbiany przeze mnie Under Defeat w ogóle nie był w planach. Piszę o tym nieprzypadkowo, bowiem ZG2 posiada kilka patentów, które stały się wzorem dla swoich odpowiedników w obu tytułach. Może ‘patent’ to za dużo powiedziane, ale termin ‘rzecz’ pasuje tu idealnie. Zanim jednak powiem, o co chodzi, chciałbym wspomnieć coś więcej o całej mechanice zabawy oraz pomysłach, które widziałem jeden jedyny raz w grach wideo.



Przed rozpoczęciem gry wybieramy jeden z trzech helikopterów bojowych, za sterem którego uda nam się zniszczyć zastępy wrogów i uratować świat przed złymi mechami. Każdy z nich (Apache, Comanche i Hokum) posiada inne uzbrojenie – jeden strzela wiązkami laserowymi, zaś kolejny śmigłowiec wypuszcza spod pokładu samonaprowadzające się rakiety. Wszystkie w podstawowym wyposażeniu mają oczywiście zwykłe działko i tak jest do momentu, kiedy zgarniemy tzw. Power Up’y. Wówczas nasz pojazd otrzymuje nowe uzbrojenie (np. już wymienione rakiety czy działko laserowe). Kiedy już nie dajemy rady w walce z mechanicznymi przeciwnikami, warto wezwać pomoc. W zależności od kierowanego helikoptera może to być jedna satelitka (Under Defeat przychodzi mi na myśl), która strzela seriami śmiercionośnych pocisków, albo po prostu pojedyncza partia rakiet, niszczących za jednym zamachem wszystkich przeciwników widocznych na ekranie.


Bardzo ciekawą rzeczą jest fakt, że podczas lotu możemy zmieniać swoją pozycję. O ile w każdym innym shooterze leci się tylko w górę (lub w bok), tak w Zero Gunner 2 jest zupełnie inaczej. W każdym momencie dozwolony jest obrót naszego śmigłowca o dowolny kąt. Ma to całkiem duże znaczenie podczas zabawy, bowiem często wrogie pojazdy ustawiają się w różnym położeniu, w związku z czym ciężko jest je trafić. Wtedy właśnie staje się pomocna opisana funkcja, która umożliwia ściągnięcie uporczywego gościa z dogodnej dla nas pozycji.




Pierwsze plansze, jakie odwiedzimy, nie są z góry nam narzucone. Wpływ na to ma wybór helikoptera, na jaki zdecydujemy się na samym początku gry. Fajne rozwiązanie, lecz wydaje mi się, że gdzieś to już widziałem. Może się mylę, ale podobnie było w Psyvariar 2 (ten sam developer, 2004 rok). Skoro jestem przy temacie leveli - te potrafią zaskoczyć nawet weterana gatunku. Każdy etap jest naprawdę zróżnicowany, zarówno pod względem scenerii, jak i pojawiających się przeciwników. Trzeba jednak wskazać na wadę, która jest charakterystyczna dla wszystkich poziomów. Zdecydowanie są one za krótkie! Zbyt szybko dochodzimy do potyczki z bossem, a tak chyba nie powinno być. Ze wzruszeniem przypominam sobie kultową Ikarugę, gdzie przejście pojedynczego levelu zajmowało co najmniej od ośmiu do dziesięciu minut.


Na szczęście rekompensatą za ich krótki czas przejścia są szefowie, broniący wejścia do kolejnego poziomu. Każdy pojedynek składa się z dwóch części, przy czym dopiero ta druga jest walką z rzeczywistym bossem. Raz musimy zmierzyć się z potężną łodzią podwodną, zaś przy następnej okazji trzeba pokonać pociąg. Jest nawet stacja kosmiczna oraz satelita okołoziemska! Ta ostatnia pojawiła się też we wspominanej kilka razy Ikarudze – już wiemy, skąd Treasure czerpało inspirację.


Skupmy się teraz na grafice. Muszę szczerze napisać, że jest ona bardzo ładna. Modele wszelkich pojazdów są świetnie wymodelowane, a ich tekstury – ostre jak żyleta. Szkoda tylko, że autorzy mniej pracy poświęcili na stworzenie teł, jednak nie wieją one taką pustką, jak na przykład w grze Trizeal. Ogólnie rzecz biorąc jest naprawdę dobrze i wizualnie Zero Gunner 2 znajduje się tuż zaraz Ikarugą i Under Defeat, a gdzieś pomiędzy swoim młodszym bratem Psyvariar 2, a Shikigami no Shiro 2. Muzyka to głównie techno, ale zdecydowanie pasujące do charakteru gry.


Polecam ten tytuł każdemu miłośnikowi strzelanin, ale i też każdemu posiadaczowi DC, nawet temu z krótkim stażem. Poziom trudności jest tutaj doskonale zbalansowany, dzięki czemu nie zrazi on żadnego Gracza. Bez wątpienia warto poświęcić kilka godzin tej pozycji. Ja dałem jej szansę i nie żałuję. [Tomcio]




Moja ocena: 8+

1 komentarz:

  1. gra jest świetna,podoba mi się bardziej niż Ikaruga!

    OdpowiedzUsuń