_

sobota, 7 listopada 2009

Dreamcast - historia prawdziwa

Troszkę długo nic nie pisałem, to fakt. Na mojej głowie jednak jest wiele różnych rzeczy, o wiele ważniejszych od prowadzenia bloga. Dzięki temu nie mam kompletnie czasu na to, żeby porządnie przysiąść do kompa i cokolwiek napisać. Na całe szczęście całkiem niedawno znalazłem wolną chwilę, czego efekty możecie przeczytać poniżej. To tyle jeżeli chodzi o usprawiedliwienie mojej nieobecności. Teraz zapraszam do przeczytania bardzo, ale to bardzo obszernego tekstu o kochanym DeCeku, który dokładnie 9. września obchodził dziesiąte urodziny w Stanach Zjednoczonych. Stawiam piwo każdemu, komu uda się dobrnąć do końca moich wypocin. Nie będzie łatwo ;)



Nie jestem pewien, czy wiecie, ale nazwa Dreamcast została wybrana spośród kilku tysięcy haseł. Niewiarygodne? A co powiecie na to, że konsolę tę reklamowano takim oto zbitkiem słów – „aż do sześciu milionów Graczy”? Nie, w to jeszcze można uwierzyć, ale nie da się ukryć, że sama kampania była troszkę przesadzona. Nic jednak dziwnego, skoro stał za nią Peter Moore (aktualnie EA Sports, wcześniej odpowiedzialny był za Xboxa i Xboxa 360). Jeżeli chcecie dowiedzieć się jeszcze czegoś ciekawego, albo po prostu ugruntować swoją wiedzę na temat Dreamcasta – zapraszam do poniższego tekstu, który może i jest obszerny, ale na pewno interesujący.




W 1998 roku sytuacja na rynku konsol była już wyjaśniona – niekwestionowanym liderem był debiutant Playstation, z kolei drugie miejsce przypadło „dziecinnemu” N64. Najniższy szczebel na podium zajmował Saturn, który wywiódł firmę SEGA niemal na skraj upadku. Konsola przyniosła japońskiej firmie olbrzymie straty, idące w setki milionów dolarów. Dziennikarze z całego świata zaczęli więc się głośno zastanawiać, jaki będzie jej kolejny krok. Czy, pomimo ostatniej wpadki, koncern zostanie na rynku hardware? Czy może zajmie się pisaniem gier wyłącznie na konsole konkurencji? Wszelkie wątpliwości zostały jednak wyjaśnione przez prezesa Niebieskich, Isao Okawe, który postanowił samemu ratować ukochaną firmę. Pewnie ciekawi Was, w jaki sposób? Otóż staruszek zdecydował się na prawdziwie bohaterski czyn, wykładając z własnego portfela prawie 1,3 miliarda zielonych banknotów i ratując tym samym korporację od śmierci. Ciemne chmury zbierające się nad firmą od dłuższego czasu w jednej chwili zostały rozwiane.




Konkretny zastrzyk pieniędzy prędko przyniósł wicher zmian. Internet zahuczał od plotek na temat nowej konsoli, misternie przygotowywanej w studiach SEGI. System o roboczej nazwie Dural (czy nieco później – Katana) miał wprowadzić rzekomo „nowy wymiar jakości gier”. Pogłoski okazały się prawdziwe – na branżowej imprezie TGS w Japonii ojcowie Sonica zademonstrowali szerszej publiczności platformę Dreamcast, podając przy okazji datę premiery konsoli w KKW (21.11.98) i prezentując w grywalnej formie garstkę gier. Jej możliwości rzeczywiście były ponadprzeciętne, co było widać chociażby na przykładzie wspaniałych Sonic Adventure lub Virtua Fighter 3 TB. Na umysły Graczy działała również wieść o tym, że DC będzie uzbrojony standardowo w modem, umożliwiający zabawę online.

Sama premiera przeszła raczej spokojnie, jednakże nie obyło się bez koczowania przed sklepami i kilkudziesięciometrowych kolejek. Trudno się temu zresztą dziwić – poprzednik DC cieszył się przecież u skośnookich braci dużą popularnością. Wraz z Makaronem na półki sklepowe trafiło 19 launch titles, mających potencjalnie skłonić ludzi do kupna nowej platformy. Wśród tego grona obecne były wspomniane już przygody Sonica, VF3TB oraz Sega Rally 2. Na płaszczyźnie audiowizualnej deklasowały one nawet najlepsze gry z królującego w tamtym czasie PSXa albo N64. Nic w tym dziwnego, bowiem w odróżnieniu od konkurencyjnych sprzętów, Dreamcast dysponował 128-bitowym procesorem o częstotliwości 200 MHz. Swoje robiła również bardzo wydajna jednostka graficzna.

Na pojawienie się Makarona na Starym Kontynencie i w Ameryce Północnej trzeba było poczekać blisko rok. Przez ten czas konsola dorobiła się naprawdę wielu znakomitych gier, jakich tylko mogli pozazdrościć oponenci. Mimo tego nie sprzedawała się tak, jak by tego chciała japońska firma SEGA. Przyczyn takiego stanu rzeczy było kilka. Pierwszą i zasadniczą była zbliżająca się małymi krokami premiera PSX2. Sony bardzo umiejętnie podsycało ciekawość Graczy, karmiąc ich co trochę nowymi informacjami na temat następcy PlayStation. I choć firma przez dłuższy okres nie zdradziła nic konkretnego – swój cel osiągnęła, odwlekając w czasie zakup Dreamcasta. Wszystko łączyło się też bezpośrednio z niechęcią kupujących do platform Niebieskich – po nagłej porażce Saturna woleli oni dmuchać na zimne i nie inwestować w konsolę, która – być może – szybko wyzionie ducha.



Na całe szczęście SEGA ciągle nie odpuszczała. Tworzone przez nią gry były powoli doceniane przez Graczy na całym świecie. Wielka w tym zasługa dwóch gigantów: Shenmue oraz Soul Calibura. Oba tytuły okazały się nie tylko jednymi z najlepszych gier na Dreamcasta, ale i stały się jednymi z najlepszych gier w ogóle. Podobnie też było choćby z MSR, Skies of Arcadia, Virtua Tennis czy Jet Set Radio, lecz te tytuły cieszyły się już trochę mniejszym uznaniem wśród recenzentów.



Znakiem tego była również zaawansowana usługa gry online. Wbudowany modem o przepustowości 56,6 kB/s pozwalał na beztroską zabawę przez Internet oraz przeglądanie stron www. Wystarczyło mieć tylko dostęp do gniazda telefonicznego w domu, aby móc rozkoszować się sieciowym szaleństwem z poziomu konsoli. A wszystko bez dodatkowych opłat. Sam online pojawiał się dosyć często w grach na DC, jednak stanowił on raczej dodatek do głównego trybu zabawy. W większości przypadków Gracze mogli podzielić się ze światem osiągnięciami z danej pozycji (np. czasy okrążeń czy liczba wygranych walk) bądź obejrzeć stronę internetową przygotowaną przez developera, rzadziej natomiast dostępna była rozgrywka przez Sieć z żywym przeciwnikiem. Chociaż zdarzały się chlubne wyjątki w postaci Unreal Tournament, Outtrigger lub pierwszej czy drugiej części Phantasy Star Online, gdzie właśnie trzonem gry była opcja zabawy przez Internet. Co ważne, była ona bardzo dobrze przygotowana od strony technicznej. Nie występowały żadne lagi, a problemów z połączeniem nie było praktycznie w ogóle. Wszystko to za sprawą szybkich serwerów dedykowanych usłudze Sega.net. Warto w tym miejscu wspomnieć też o pewnej ciekawostce, związanej bezpośrednio z zabawą online. Mianowicie w przypadku gry Quake 3 Arena (notabene kładącej nacisk na multi) udział w bitwach przez Net mogły brać jednocześnie osoby grające na komputerach osobistych, jak i DC! Taki zwyczaj został zapoczątkowany właśnie wtedy i dalej cieszy się uznaniem na rynku, jednak nie jest tak często spotykany w najnowszych produkcjach.


Pomimo tych wszystkich zalet, Makaron nie znajdywał tak wielu nabywców, jak by tego życzyła sobie SEGA. Nawet powiem więcej – konsola przynosiła duże straty. Potwierdzeniem tego niech będzie wiadomość, że firma zakończyła pierwszą połowę roku fiskalnego 2000 pod kreską! Aby temu zapobiec, Niebiescy podjęli konkretne działania. Zdecydowali się na drastyczne cięcia cen samego systemu, mając nadzieję, że sytuację finansową korporacji poprawi sprzedaż gier. Obniżka była naprawdę spora, gdyż po niej DC kosztował tylko 99$ w USA, bądź 19,800 jenów w Japonii. Okazało się to strzałem w dziesiątkę, ponieważ nagle sprzedaż platformy wystrzeliła do góry. Jak powiedział w niedawnym wywiadzie Peter Moore – ówczesny prezes Sega of America – sprzęt schodził z półek w tempie 100 tysięcy egzemplarzy na dzień! Wiem, nie można w to uwierzyć, ale takie są fakty. Nawet w Polsce obniżka przyniosła nieoczekiwane rezultaty. Po zmniejszeniu ceny do 699 złotych liczba posiadaczy DC skoczyła w naszym kraju do ponad 10 000. Za wszystkim stała firma lanser.net, oficjalny przedstawiciel SEGI nad Wisłą.



Jednakże ojcowie Sonica dopłacali dzięki temu do każdej sztuki systemu. Liczyli bowiem na duże przychody ze wspaniałych gier. Niestety, ich plan się nie powiódł. Wszystko przez niefortunny standard zapisu GD-ROM, który z założenia miał zapobiec piractwu i nielegalnemu obrotowi software. W rzeczywistości szybko został on złamany przez utalentowanych piratów. Wraz z końcem drugiego tysiąclecia w Internecie zaczęły się pojawiać obrazy płyt, które – po wypaleniu na zwykłych CD – chodziły na kupionym w sklepie Dreamcaście. Nie potrzebna była więc żadna przeróbka specjalnymi chipami, jak chociażby w przypadku PSone, albo PStwo. W październiku 2000 na rynek trafiły specjalnie przygotowane Makarony, uniemożliwiające odczyt płyt CD-ROM. Nie pomogło to nawet trochę, lecz gdyby SEGA zareagowała pół roku wcześniej, to kto wie, jak potoczyłyby się losy konsoli z zakręconym logosem.

31. marca 2001 Niebiescy z żalem na ustach ogłosiła koniec produkcji DC i obiecała zarazem zająć się tworzeniem gier na wszystkie systemy (głównie na PS2). Lecz nie oznaczało to na całe szczęście całkowitego odcięcia się od swojej ostatniej platformy. Firma zobowiązała się do dalszego supportowania konsoli nowymi grami oraz reklamowania ich w mediach tak długo, na ile to będzie możliwe. Słowa dotrzymała, a w ciągu kolejnych dwunastu miesięcy na rynku pojawiło się co najmniej kilkanaście godnych uwagi gier. Przez ten czas Dreamcast otrzymał m.in. Shenmue II, Outtrigger, Unreal Tournament czy Hundred Swords (tylko Japonia).

Z takiego założenia nie wyszli niestety najwięksi wydawcy gier na świecie. Razem z zakończeniem produkcji konsoli z „zakręconym” logosem natychmiast podjęli decyzję o zatrzymaniu prac nad większą częścią projektów. Nieważne, w jakim stadium zaawansowania by one nie były – i tak zostały skasowane z list wydawniczych. Zły los spotkał setki wyśmienicie zapowiadających się tytułów. Pośród nich obecne były takie gry, jak Max Payne, HoMM3, Lok: Soul Reaver 2, GTA 3, Half Life… Można wymieniać długo. Mimo, że nieoficjalnie światło dzienne ujrzało kilka odwołanych gier (vide Propeller Arena czy właśnie HL), to i tak nie zaspokoiło to olbrzymiego niedosytu po utraconych tytułach.

Na ogół oficjalne zakończenie produkcji danej platformy jest równoznaczne z końcem pojawiania się na nią gier. Jednak nie w przypadku Dreamcasta – ten długo po swojej śmierci dostawał jeszcze pewne tytuły. Głównie z gatunku scrollowanych shooterów, co zostało zapoczątkowane przez kultową Ikarugę. To na jej silniku graficznym bazowało wiele produkcji, że przytoczę tylko Psyvariar II czy Shikigami no Shiro II. Wszystkie te gry jednakże pojawiały się tylko na rynku japońskim, a z czasem stały się niezłymi kąskami dla kolekcjonerów. Zresztą, w KKW Makaron po wycofaniu z linii produkcyjnych dalej cieszył się dużą popularnością – dość powiedzieć, że sprzedawał się w 2004 roku o wiele lepiej, niż pierwszy Xbox. Całkiem niezły wynik, jak na tak starą konsolę, nieprawdaż? Świadczy to o niesamowitym przywiązaniu japończyków do DC i firmy SEGA.

Podobnie miała się sprawa ze sceną homebrew. Już za życia systemu zapaleńcy wykazywali niesamowite umiejętności, tworząc nań wiele emulatorów, programów czy nawet gier. Dzięki nim Dreamcast jest zdolny nawet do odtwarzania plików muzycznych MP3 czy filmów w formacie DIVX bądź VCD. Chociaż w przypadku tych ostatnich jest dalej trochę problemów z płynnością (co jednak nie jest regułą!), sam fakt i tak zasługuje na uznanie. Z kolei amatorskie gry nie ograniczają się tylko do marnych klonów Tetrisa czy Arkanoida – w większości przypadków są to całkiem nowe i oryginalne produkcje, niczym nie ustepujące komercyjnym grom. Za przykład może posłużyć choćby znana chodzona bijatyka Beats of Rage albo Alice Dreams.

Dreamcasta nie zapomnimy nigdy, to jest pewne. Wkradł się do naszych serc poprzez wspaniałe i niezapomniane tytuły, ale i cudowny klimat arcade, rodem z salonów. I prawdopodobnie zostanie w nich na zawsze… Amen. [Tomcio]

4 komentarze:

  1. CIEKAWA RECENZJA...

    OdpowiedzUsuń
  2. Przeczytałem. Gdzie po browar? ;-)
    Dobrze jest być świadom czego osiągnięciem jest nasz kochany DC i jakie perypetie były związane z nim. Swojego "Makaronika" (po raz pierwszy zetknąłem się z tym określeniem, zabawnym z resztą)mam od kąt pojawiły się na polskim rynku. słyszałem o jakiejś plajcie SEGI z tego czy innego powodu, ale teraz dopiero dowiedziałem tak naprawdę się co i jak. WIELKIE DZIĘKI! Yonash

    OdpowiedzUsuń
  3. Nie żałuję że za małolata wydałem wszystkie pieniądze jakie wtedy miałem na konsolę + garść gier.
    Piękne wspomnienia pozostały do dziś :)

    OdpowiedzUsuń